We wrześniu nie pada śnieg : nowe spojrzenie na operację "Market-Garden" Tyt. oryg.: "It never snows in September : the German view of Market Garden and the battle of Arnhem". "Nowe spojrzenie na operację "Market-Garden" "
Bo zwykłe dni stają się niezwykłe, bo nagle stajemy się świadkami cudów.
Co jeszcze można powiedzieć o głównym bohaterze, kiedy w poprzednim tomie puenta wybrzmiała aż nazbyt ostatecznie? Czy to w ogóle wykonalne: utrzymać konwencję przesyconej uśmiechem opowieści, kiedy rzeczywistość płata nam figle?Okazuje się, że tak. Wszystko jest możliwe, jeżeli tylko otworzymy szeroko oczy i serca. Wtedy sprawy nawet tak poważne jak świętych obcowanie mogą być radosne, a nawet odrobinkę, ociupinkę frywolne. Wystarczy sztafeta ludzi dobrej woli, bo niebo wszak się otwiera, jeśli tylko brać je szturmem. Do boju ruszają więc wszyscy starzy i kochani znajomi, cała rodzina Niziołków z księdzem Jankiem na czele, ale też ci, którzy przedtem trwali dyskretnie w cieniu w rolach drugoplanowych i epizodycznych; w Polsce i w Szkocji. Zawsze z pogodnym uśmiechem.
Malwina, rodowita warszawianka, w wyniku drogowych zawirowań poznaje mężczyznę idealnego. Niestety, niezwykle przystojny książę z bajki nie trafia na dobry moment, bo jego nowa wybranka ma już narzeczonego. Co prawda Szymon nie jest może mężczyzną ze snów, ma na sumieniu znacznie cięższe grzeszki niż notoryczne zostawianie skarpetek na środku pokoju, ale przynajmniej ją kocha, prawda? Ona jego zresztą też. chyba. Tak przynajmniej myślała do tej pory. Skoro jednak ma zostać szczęśliwą żoną Szymona, dlaczego wciąż wraca myślami do głębokiego, czekoladowego spojrzenia Roberta?
Pozorne zbiegi okoliczności i przypadkowe spotkania sprawiają, że w poukładane życie Malwiny wkrada się wieszczący zmiany chaos. A że wszelkich nowości Malwina boi się jak ognia, niełatwo będzie przekonać ją, by uwierzyła w spełnienie własnych marzeń.Cóż - okazuje się, że los nie zawsze jest ślepy; zwłaszcza kiedy pomaga mu czuwająca nad nami sprytna ciotka Wiesia.
Operacja "Wisła" w ogniu polemik i kontrowersjiNa przełomie lat 1946-1947 sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Ocena Sztabu Generalnego WP była jednoznaczna: "[.] Na terenie powiatów przemyskiego, sanockiego i leskiego większość ludności ukraińskiej i mieszanej współpracuje z bandami UPA". Ukraińcy stanowili na tych obszarach 85 proc. mieszkańców.Działaniom OUN-UPA sprzyjał górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych. UPA zbudowała tam sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Sotnie "Chrina", "Bira" i "Stacha" czuły się tu jak prawowici gospodarze, nie bardzo przejmując się istnieniem państwa polskiego.Doraźne działania, podjęte przez grupę operacyjną oddziałów WP i KBW, nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną "Wisła".Historycy ukraińscy chcą wyizolować akcję "Wisła" z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją "zbrodnią komunistyczną", "czystką etniczną", a nawet ludobójstwem. Twierdzą, jak pisze Roman Drozd, że "Ukraińców ukarano dlatego, że byli i chcieli być Ukraińcami". Nie chcą za to przyznać, że ich pobratymcy wymordowali Polaków na Wołyniu tylko dlatego, że byli Polakami.Gen. Stefan Mossor, wybitny teoretyk sztuki wojennej, opracowując koncepcję operacji "Wisła", brał pod uwagę doświadczenia II Rzeczypospolitej i praktykę Korpusu Obrony Pogranicza. Obowiązujące wtedy prawo zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za "niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa". Akcja "Wisła" miała zatem przedwojenną podstawę prawną. Z komunizmem nie miała ona nic wspólnego.Nie jest prawdą, że Polska, dokonując przesiedlenia Ukraińców, złamała prawo międzynarodowe. Mitem jest, że podczas akcji "Wisła" Wojsko Polskie zabiło kilka tysięcy osób. Mitologizacji uległ również obóz filtracyjny w Jaworznie, do którego kierowano Ukraińców i Łemków podejrzewanych o przynależność do OUN-UPA.Oceniając operację "Wisła", zgodzić się trzeba natomiast, że w jednym przypadku popełniono błąd. Łemków Rusinów ze środkowej i zachodniej Łemkowszczyzny nie należało przesiedlać, ale otoczyć opieką.O tych wszystkich ważnych, a często pomijanych i kontrowersyjnych sprawach pisze w swej najnowszej książce Marek Koprowski. Szeroko ujęte konteksty i polemiki wzbogaca omówieniem praktycznie zapomnianej akcji "H-T" oraz biogramami największych ukraińskich zbrodniarzy.
Matki, patriotki, bohaterki. Portrety nierozerwalnie związane z burzliwą historią Polski. Oto wspomnienia siedmiu niezwykłych kobiet zamieszkujących Kresy dawnej II Rzeczpospolitej, a obecnie tereny Litwy, Białorusi i Ukrainy. Niektóre z nich były znane, jak choćby Stefania Romer, ciotka prezydenta Bronisława Komorowskiego. Inne dotąd pozostawały w cieniu.Są to kobiety, których dramatycznie losy wpisane w gwałtowne dzieje Kresów. obrazują wielki hart ducha i głęboko wpojony patriotyzm. Szanując swą ojczyznę, starały się one zawsze pielęgnować pamięć i łączność z Macierzą. Za to, że nigdy nie wyparły się polskości i wiary katolickiej, wielokrotnie spotykały je szykany i prześladowania. Wytrwały jednak na przekór wszelkim przeciwnościom. Przez swą niezłomność, stałość i wierność zasadom również dziś stają się wspaniałym przykładem do naśladowania dla współczesnych pokoleń polskich matek.